Następnego dnia Tonks już o dziewiątej zjawiła się na Grimmauld Place.
- Cześć - powiedziała, gdy Molly otworzyła jej drzwi.
- Witaj Tonks, złociutka - uśmiechnęła się Molly. - Wejdź.
Tonks weszła do środka i razem ruszyły na piętro.
- Właśnie zaczynamy sprzątanie - powiedziała Molly, wchodząc po schodach. - Powiedz, co ci będzie dzisiaj potrzebne, to zaraz ci dam.
- Na początek potrzebuję czegoś do wycierania mebli - odparła Tonks. - Przydałoby się też odświeżyć dywan, ale tym się zajmę później.
- Do tego wystarczy eliksir czyszczący wykładziny. Mamy całkiem spory zapas, więc kiedy będziesz go potrzebować, po prostu powiedz, a ja zaraz ci go dam.
Weszły do niewielkiej sypialni, w której uwijali się młodzi Weasley'owie, Hermiona i Syriusz.
- Cześć - przywitała się Tonks. - Jak wam idzie?
- Opornie - mruknął Fred, mocując się z kawałkiem pleśni na komodzie. - Do tego musieliśmy wstać już o siódmej.
- Niestety, skończył się dzień dobroci dla zwierząt - dodał ponuro George.
- Nie marudźcie - zganiła synów Molly. - Przecież ustaliliśmy, że wszystkie niedziele macie odtąd wolne. Tonks, tu masz rękawice ochronne, szmatkę i spray. Na pewno nie chcesz, żeby ci pomóc?
- Na pewno - zapewniła Tonks, biorąc zawiniątko. - Tobie zostawiam tylko wydezynfekowanie pościeli i materaca. Gdzie mam je zostawić?
- Po prostu połóż przy drzwiach. Jeżeli nikt tego nie zabierze, zanim skończysz, przynieś to tutaj.
- W porządku - powiedziała Tonks.
Odwróciła się i ruszyła w stronę sypialni swojej matki. Była już prawie przy klatce schodowej, kiedy nagle przy końcu korytarza otworzyły się drzwi, z których wyszedł Remus, w pelerynie podróżnej, z wyświechtaną walizką w ręku.
- Cześć, Tonks! - powiedział z uśmiechem. - Rozumiem, że idziesz porządkować pokój Andromedy?
- Zgadza się - odparła Tonks. - A ty gdzie się wybierasz?
- Jadę do Reims. Muszę załatwić parę formalności, no wiesz, powiadomić szefa naszej francuskiej siedziby, Stefana Lorraina, kto ostatnio wstąpił do Zakonu, co nowego wiemy i takie tam.
- Aha. Ile czasu cię nie będzie?
- Minimum trzy dni. Myślę jednak, że będę musiał tam zostać trochę dłużej.
- No to nie będę cię zatrzymywać. Do zobaczenia.
- Na razie - uśmiechnął się Remus i zszedł po schodach do holu. Tonks natomiast udała się do pokoju swojej matki.
Gdy otworzyła drzwi, natychmiast uderzyła ją w twarz okropna duchota. Zamknęła drzwi, odłożyła na biurko spray, szmatki i rękawiczki, po czym podeszła do okna, które otworzyła na oścież.
- No to bierzemy się do roboty - powiedziała, podkasując rękawy. Wciągnęła na dłonie rękawice, wzięła spray i spryskała nim biurko.
Sprzątała bez przerwy prawie całe przedpołudnie. W końcu, gdy słońce za oknem zbliżyło się do połowy swojej drogi, nagle rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedziała Tonks, która teraz polerowała metalowy szkielet łóżka pozbawionego wcześniej materaca i pościeli.
Drzwi otworzyły się i do środka wszedł Syriusz, trzymając tacę wypełnioną kanapkami.
- Co powiesz na przerwę? - zapytał.
- Z przyjemnością - odparła Tonks, ściągając rękawiczki i opadając bez tchu na świeżo wypolerowane krzesło. - Jestem wykończona.
Syriusz odstawił tacę na biurko, po czym wyciągnął różdżkę, wyczarował sobie drugie krzesło i również usiadł.
- Jak sobie radzicie ze swoją sypialnią? - zapytała Tonks, biorąc kanapkę.
- Och, całkiem nieźle - Syriusz również wziął sobie jedną. - A kiedy skończymy, Molly zapowiedziała odkażanie łazienki. Nie wiem, czy się cieszyć, czy nie. Z jednej strony, gdy skończymy, nie będzie już takich kolejek rano i wieczorem. Ale z drugiej strony to właśnie łazienki są najgorsze. Rozumiesz, w wilgotnym miejscu zbiera się najwięcej bakterii, do tego nikt się nie kwapi do szorowania sedesów... Ostatnio robiła to Molly, ale tym razem wypadałoby ją w tym wyręczyć... A ja, jako właściciel domu, idę na pierwszy ogień.
- Może jakoś umkniesz - pocieszyła go Tonks. - Ja chyba też czułabym wstręt. W końcu ta ubikacja nie była myta... ile to już lat?
- Dziesięć - odparł Syriusz. - Nikt tu nie sprzątał, odkąd zmarła moja matka. Mówię ci, jak ten dom wyglądał, kiedy sprowadziłem się tu kilkanaście dni temu. Cały hol po prostu ociekał pleśnią i kurzem. Ledwo udało nam się go doprowadzić do porządku. Ale rozpyliliśmy mnóstwo eliksiru na pleśń i zarazki, no i powiesiliśmy zasłonki, na portrecie mojej matki. Potem Molly pomogła mnie i Remusowi wysprzątać sypialnię i najmniejszą łazienkę, żebyśmy mogli jakoś tu mieszkać. Potem, gdy udało nam się odkazić kilka sypialni, sprowadziła dzieciaki i teraz całkiem nieźle nam idzie...
Nagle urwał i obrócił głowę w stronę drzwi, jak pies, który zwietrzył królika. Tonks również tam spojrzała i o mało nie krzyknęła na widok czegoś, co właśnie wlazło do środka.
Był to bardzo stary, domowy skrzat, odziany tylko w brudną przepaskę na biodrach. Skóra wisiała na nim tak, jakby była o parę numerów za duża. Z wielkich jak u nietoperza uszu wyrastały mu długie, białe włosy. Oczy miał nabiegłe krwią, wodnistoszare, a mięsisty nos przypominał ryjek.
- ...Ten pokój nie był otwierany, odkąd ta zakała uciekła z mugolakiem - mruknął, najwyraźniej pewny, że nikt go nie słyszy. - Miał pozostać na zawsze zamknięty. Och, co by na to powiedziała moja biedna pani... Oj, tak, Stworek miałby za swoje, że pozwolił zdrajcom, szlamom i wilkołakom robić z domem szlachetnego rodu Blacków, co im się podoba...
- Syriusz - szepnęła Tonks, nie spuszczając wzroku ze skrzata. - Co to jest?
- To jest Stworek - wyjaśnił Syriusz. - Służył mojej rodzinie dziesięć lat temu. Och, miałem nadzieję, że moja matka zdążyła przed śmiercią urżnąć mu łeb, tak jak pozostałym skrzatom, albo, że po prostu zdechł. Mamy z nim teraz mnóstwo kłopotów, bo bez przerwy przeszkadza nam w sprzątaniu, próbując ratować pamiątki rodzinne, które my wyrzucamy. Nie mogę go uwolnić, bo za dużo wie o Zakonie.
Stworek właśnie podszedł do gablotki, której Tonks jeszcze nawet nie opróżniła z bibelotów i zdjął z najniższej półki oprawione w ramkę zdjęcie nastoletniej Andromedy.
- Podła zdrajczyni - mruknął ze złością i wykonał taki gest, jakby chciał rozbić ramkę o podłogę.
- Hej, zostaw to! - zawołała Tonks, podbiegając do skrzata i wyciągając rękę po ramkę. - Oddaj mi to zdjęcie.
Stworek obrócił się w jej stronę ze źle udawanym zdziwieniem na brzydkiej twarzy.
- Nie widziałem panienki - powiedział, kłaniając się jej. Potem dodał, nieco ciszej: - Następna szlama, przyszła by bezcześcić dom mojej pani...
- Uważaj, co mówisz - powiedział Syriusz, również wstając i podchodząc do skrzata. - Tak się składa, że jest to córka Andromedy, dlatego jej również masz słuchać.
Stworek wlepił w Tonks swoje wodniste oczy.
- Ona jest córką tej zakały? - mruknął. - I tak po prostu przychodzi do domu mojej pani... Co za wstyd... Och, co za wstyd... Gdyby pani się o tym dowiedziała...
- Stworku - powiedziała stanowczo Tonks. - Oddaj mi zdjęcie mamy.
Stworek skłonił się tylko i powiedział z wyraźną uciechą:
- Panienka nie może mi rozkazywać, bo nie należy do tego domu.
- Oddaj jej to - warknął Syriusz. - I wynoś się z tego pokoju!
Stworek podał Tonks ramkę, po czym odwrócił się na pięcie i poczłapał w stronę drzwi. Tonks dosłyszała kilka wulgarnych zwrotów pod swoim adresem, zanim Syriusz zatrzasnął drzwi za skrzatem.
- Padalec jeden - powiedział ze złością. - Nie przejmuj się nim. On wszystkich tutaj obraża. Na Hermionę nie mówi inaczej jak "szlama", a i Weasleyów nie oszczędza. Nie wspominając o tym, że mówiąc o mnie, używa takich określeń, z których "parszywy zdrajca" jest najłagodniejsze.
Reszta drugiego śniadania upłynęła w milczeniu. W końcu Syriusz podniósł się i zabrał talerz.
- Syriuszu - powiedziała Tonks. - Mógłbyś zabrać materac i pościel do wydezynfekowania?
- Jasne - odparł Syriusz. Potem wyciągnął różdżkę i usunął krzesło, które wcześniej wyczarował, po czym opuścił pokój.
Tonks ponownie wdziała rękawiczki i wzięła się z powrotem za polerowanie łóżka.
O pierwszej przerwała pracę. Z zadowoleniem rozejrzała się po pokoju: połowa mebli była już wypolerowana. Jednak druga połowa wciąż ziała kurzem i pleśnią.
- Zrobię z tym porządek jutro - powiedziała. Zdjęła rękawice i położyła je na biurku, po czym wyszła z pokoju i ruszyła ku klatce schodowej.
***
Doprowadzenie do porządku pokoju matki zajęło jej pięć dni. Dopingowana gorąco przez Lucy, Syriusza i Weasleyów, pracowała po kilka godzin dziennie, kiedy nie musiała chodzić do pracy, ani uczestniczyć w zebraniach Zakonu. Musiała poodsuwać meble od ścian, by wyczyścić je ze wszystkich stron. Poza tym wyszorowała drzwi z obu stron, wypucowała okno, pozmiatała pajęczyny i oczyściła lampę wiszącą nad łóżkiem.
Gdy się z tym uporała, spryskała dywan i brudną tapetę eliksirem czyszczącym i zabijającym bakterie. Po tej operacji sypialnia musiała się wietrzyć przez całą noc, ale już następnego dnia Tonks przyniosła do niej świeżo wydezynfekowany materac i czystą pościel. Gdy umieściła to wszystko na łóżku, zaczęła rozpakowywać pudła, zawierające rzeczy mamy. Starannie ułożyła w szafie ubrania, ustawiła na półce książki, a gablotkę wypełniła ramkami ze zdjęciami i bibelotami. Pamiętnik mamy włożyła do szuflady biurka, razem z dwoma starymi piórami, które, nienaruszone, przetrwały tu przez te wszystkie lata.
Na koniec zostawiła sobie wypakowanie pudła z pamiątkami po mamie. Wcześniej nie miała okazji go dokładnie spenetrować, więc teraz z ciekawością oglądała każdą wyjętą rzecz. Znalazła kilka albumów ze zdjęciami z różnych okresów życia mamy. Na jednym zdjęciu stały dwie małe, czarnowłose i czarnookie dziewczynki, obejmując ramionami trzecią, jeszcze mniejszą, o ślicznych, jasnozłotych puklach. Na innym była sama Andromeda, stojąca przed buchającą parą czerwoną lokomotywą, najwyraźniej udając się po raz pierwszy do Hogwartu. Tonks z wypiekami na twarzy obejrzała wszystkie zdjęcia, zanim odłożyła albumy na półkę z książkami. Następnie wygrzebała kilka zapomnianych podręczników ze szkolnych lat, wszystkie listy z Hogwartu, które podawały listy podręczników i przypominały, że rok szkolny zaczyna się pierwszego września (trzy pierwsze były podpisane przez profesora Dumbledore'a, który wtedy był jeszcze zastępcą dyrektora, reszta, jak zwykle, przez profesor McGonagall), wyniki Sumów, Owutemów i kilku konkursów, listy od przyjaciół, pocztówki z wakacji, oraz plik zawierający listy od ojca. Znalazła też kilka płyt gramofonowych z piosenkami Nancy Claythorne (która przed dwudziestoma laty była bardzo popularną piosenkarką) i trochę pamiątek z wakacji. Porozmieszczała to wszystko w szufladach i półkach, wyniosła puste pudła na korytarz i wróciła do pokoju, rozglądając się z satysfakcją.
- Wyśmienicie - powiedziała do siebie, podziwiając swoją wielodniową pracę. Meble, polerowane wytrwale przez wiele godzin, wyglądały jak nowe. Otwarte okno, odziane w firanki, lśniło w promieniach lipcowego słońca. Półki i gablotka, na których stały schludnie poustawiane książki i ozdoby, nadawały pokojowi przytulny wygląd.
- Kawał dobrej roboty - usłyszała nagle za sobą głos kuzyna. - Naprawdę, spisałaś się znakomicie.
- Dzięki - uśmiechnęła się Tonks. - Prawdę mówiąc, cieszę się, że już skończyłam. Doprawdy, chyba zaczynam doceniać pracę skrzatów domowych. Jeszcze jeden taki pokój i gotowa byłabym wstąpić do stowarzyszenia Hermiony.
Syriusz roześmiał się.
- Teraz jednak zarządzam przynajmniej godzinną przerwę - powiedział. - Wiesz, że właśnie wrócił Remus?
- Tak? - zapytała Tonks. - I co słychać w Reims?
- Jeszcze nie wiem - odparł Syriusz. - Ale właśnie zwołałem posiedzenie, więc już za chwilę się dowiemy.
Udali się razem ku klatce schodowej. Gdy zeszli na pierwsze piętro, zobaczyli Remusa, który szedł ku nim przez korytarz, trzymając w ręku jakąś teczkę.
- Cześć, Remus - powiedziała wesoło Tonks. - Co u ciebie słychać?
- A, nie narzekam - uśmiechnął się Remus. - Cześć. Jak tam pokój Andromedy?
- Właśnie skończyłam - pochwaliła się Tonks. - Chcesz zobaczyć?
- Chętnie, ale dopiero po posiedzeniu - odparł Remus. - Teraz trzeba pozałatwiać kilka formalności.
Ruszyli razem schodami.
- A co u was słychać? - zapytał, ściszając głos, ponieważ właśnie weszli do holu.
- W Zakonie prawie nic nowego - odparła Tonks. - Wciąż śledzimy tych samych rzekomych śmierciożerców i pilnujemy Departamentu Tajemnic. Z tego, co ostatnio słyszałam, podobno nasi ludzie obserwują Harry'ego Pottera, żeby nie zrobił nic głupiego.
- O tym wiedziałem już od dawna - powiedział Remus. - Obserwujemy go od początku wakacji.
- Chciałem, by się tutaj sprowadził - dodał Syriusz, już normalnym głosem, bo właśnie weszli do kuchni, gdzie Molly zmywała naczynia, a Weasley'owie grali w eksplodującego durnia. Usiedli razem przy stole. - Ale Dumbledore się na to nie zgodził.
Tonks wyczuła w głosie kuzyna wyrzut.
- Miał swoje powody - powiedział z przekonaniem Remus. - Nie zapominaj, że Dumbledore kieruje się dobrem Harry'ego. I twoim także.
- I co, Harry ma do końca wakacji tkwić w domu ludzi, którzy traktują go jak piąte koło u wozu? - oburzył się Syriusz. - To ma być dla niego dobre?! Remus, wytłumacz mi to, bo jakoś nie mogę tego zrozumieć.
- Nie musisz tego rozumieć - powiedział Remus, już trochę zniecierpliwiony. - Ważne, że Dumbledore wie, co robi. I to nam powinno wystarczyć.
- Nigdy ci nie przyszło do głowy, że Dumbledore może się pomylić?
- Nie.
- Słuchajcie - wtrąciła pojednawczo Tonks. - Może Harry będzie mógł przyjechać tu na część wakacji. Przecież to miejsce również jest bezpieczne, prawda?
- Oczywiście - powiedział Syriusz. - Poza tym, na razie nie ma się czego bać. Wątpię, żeby teraz, kiedy Ministerstwo nie chce nam uwierzyć, Voldemort próbował...
Tonks pisnęła i zakryła sobie usta ręką.
- Co jest? - zapytał Syriusz.
- To... to nazwisko!... - wyjąkała Tonks, trzymając się kurczowo za serce, które waliło jak opętane. - Wy... wymówiłeś... TO nazwisko!...
- Ach, o to chodzi - zrozumiał Syriusz. - Słuchaj, przecież to nic złego, wypowiedzieć je...
- Być może... - powiedziała Tonks. - Ale wolałabym, byś go nie powtarzał.
- Tonks, to jest tylko nazwisko - powiedział Remus. - Kto jak kto, ale my, jako członkowie Zakonu, nie powinniśmy się go obawiać. Jak mamy walczyć z prawdziwym Voldemortem, skoro boimy się nawet jego nazwiska?
- To zupełnie inna para mioteł - powiedziała Tonks.
- To zupełnie ta sama para mioteł - uśmiechnął się Remus. - A przynajmniej dwie bardzo do siebie podobne. Jeżeli nauczysz się bez strachu wypowiadać to nazwisko, będziesz się mniej bała samego Voldemorta, bo będzie ci się wydawało, że pokonałaś jedną z jego broni, rozumiesz?
- Chyba rozumiem - powiedziała Tonks, wzdrygając się ponownie. - Ale na razie dajcie mi się z tym oswoić. Za dużo zmian na raz, jak dla mnie.
Kilkanaście minut później przyszło kilku członków Zakonu i można było już rozpocząć posiedzenie.
- Dzieciaki, do siebie - powiedziała Molly, podchodząc do rudej grupki stłoczonej przy stole. - I żadnego podsłuchiwania! Jeżeli przyłapię któreś z was pod drzwiami, to nie ręczę za siebie!
Weasley'owie wstali od stołu z obrażonymi minami i wyszli z kuchni. Molly westchnęła ciężko, po czym machnęła różdżką, a z kredensu wyleciało kilkanaście kieliszków, które ustawiły się posłusznie przed każdą przybyłą osobą, a butelka wina, która wyleciała z drugiej szafki, napełniła każdy, nie uroniwszy ani kropli, po czym wróciła na swoje miejsce. Molly usiadła obok swojego męża, Artura, którego Tonks poznała już kilka dni temu.
- To chyba możemy zaczynać - powiedział Szalonooki. Wyjął z torby swoje samopiszące pióro i czysty zwój pergaminu. Pióro natychmiast wypisało nagłówek.
- Tak - powiedział Remus, rozpakowując teczkę. - Mam tu wpisy nowych członków z Francji, no i odpisy protokołów posiedzeń. Wszystko przetłumaczyłem.
- Doskonale - powiedział Szalonooki, przeglądając notatki. - Trzeba zatwierdzić te wpisy w Księdze Członków Zakonu. Niech ktoś po nią pójdzie.
Syriusz, który siedział najbliżej drzwi, wstał i wyszedł z kuchni. Po kilku minutach wrócił, niosąc ciężką Księgę, którą położył przed Szalonookim, po czym wrócił na swoje miejsce. Szalonooki otworzył ciężki tom i włożył do niego wpisy członków z Francji, po czym złączył to wszystko zaklęciem. Odsunął Księgę na środek stołu i wziął do ręki pierwszy protokół.
- Posiedzenie z dnia 28 czerwca b.r. - przeczytał na głos.
Odczytanie wszystkich notatek zajęło mu godzinę. Tonks dowiedziała się, że ich francuscy sojusznicy podejrzewają o śmierciożerstwo niejakiego Françoisa Pierre'a i od jakiegoś czasu uważnie go obserwują.
W końcu Szalonooki złożył wszystkie notatki.
- Na razie nie widać niczego niepokojącego - powiedział. - Ale to nie znaczy, że nic się nie dzieje. Jednak na dzień dzisiejszy zarządzam koniec posiedzenia.
Gdy to powiedział, pióro, które zapisało już kilka zwojów pergaminu, opadło na stół i znieruchomiało. Szalonooki schował je do swojego neseseru, po czym wstał i opuścił kuchnię. Reszta poszła za jego przykładem, tylko Tonks została, by pomóc Syriuszowi i Remusowi pozbierać notatki.
- Gdzie trzymacie wszystkie protokoły? - zapytała, biorąc do ręki zwój, zapisany schludnym pismem Remusa.
- Mamy specjalny pokój - odparł Syriusz. - Dawniej był to po prostu gabinet, ale po wysprzątaniu go uznaliśmy, że możemy tam spokojnie trzymać nasze dokumenty.
- Może pójdę to zanieść - zaofiarował się Remus, biorąc dokumenty. - Tonks, pójdziesz ze mną?
- Jasne - uśmiechnęła się Tonks. - Może ja wezmę Księgę...
- Nie, Księgę wezmę ja - powiedział szybko Remus. - Ty, jeśli chcesz, możesz wziąć protokoły.
Podał jej plik dokumentów, a sam podniósł ze stołu ciężką Księgę. Razem wyszli z kuchni i na palcach przeszli przez hol.
- Gdzie jest ten gabinet? - zapytała Tonks, gdy wspinali się po schodach.
- Tutaj, na pierwszym piętrze - odparł Remus. - Oczywiście, jest zamknięty na cztery spusty. Rozumiesz, Fred i George nie spoczną, dopóki się tam nie dostaną.
- No bo nie spoczniemy - powiedział niespodziewanie George, schodząc z drugiego piętra. Za nim zszedł Fred, chowając do kieszeni sznurowadła, w których Tonks natychmiast rozpoznała Uszy Dalekiego Zasięgu. - Remusie, pokaż nam te notatki, co?
- Nie ma mowy - powiedział Remus, uśmiechając się jakby mimo woli. - Nawet nie próbujcie mnie prosić.
- A co zrobisz, jeśli odbierzemy ci je siłą? - zapytał Fred.
- Teraz możesz się ze mną bić, bo notatki ma Tonks - odparł Remus. - Kobiecie przecież nic nie zrobisz, prawda?
- Ta "kobieta" jest aurorem, więc nie jestem pewien. Jeżeli odda mi notatki po dobroci...
- To wyleci z Zakonu szybciej, niż zdąży powiedzieć "to się więcej nie powtórzy" - dokończył Remus, mrugając do Tonks. - Ufam jednak, że nic takiego nie będzie miało miejsca.
- Możesz być spokojny - odparła Tonks ze śmiechem. - Będę bić i zabijać, ale notatek nie oddam.
- Och, Tonks, nie daj się prosić - mruknął Fred, robiąc niewinną minę. - Daj chociaż rzucić okiem...
- Chłopcy, już dosyć żartów - powiedział Remus stanowczo. - Jeżeli zaraz nie dacie nam spokoju, powiem waszej matce o ostatnim egzemplarzu Uszu Dalekiego Zasięgu.
- Tego nie zrobisz! - przeraził się Fred.
- Nie mógłbyś być taką świnią - dodał zbulwersowany George.
- Nie radziłbym sprawdzać - Remus znów się uśmiechnął. - To jak będzie? Idziecie do kuchni?
Bliźniacy rzucili łakome spojrzenie na trzymane przez Tonks protokoły, nie ruszając się z miejsca.
- Oj, chyba będę musiał porozmawiać z Molly... - powiedział Remus ostrzegawczym tonem, niby od niechcenia odwracając się ku zejściu do holu.
- No, dobra, idziemy - odparł obrażony Fred. - Tylko żebyś mi się nie ważył wspomnieć mamie o Uszach!
- Nie wspomnę - obiecał Remus. - Chyba, że będziecie ich używać do podsłuchiwania naszych rozmów na posiedzeniach.
- Hola, za dużo tych warunków! - oburzył się George. - Prosiłbym o zniesienie przynajmniej tego ostatniego.
- Zobaczymy - powiedział Remus. - Ale, naprawdę, idźcie już do kuchni. Ta Księga wcale nie jest taka lekka.
- Pomożemy ci - zaofiarowali się szybko bliźniacy.
- Pomożecie mi, jeżeli nie będziecie nas zatrzymywać - odparł Remus. - No już, zmykajcie!
Fred i George zeszli po schodach do holu. Remus złapał wygodniej Księgę i ruszył dalej korytarzem. Tonks poszła za nim.
- To tutaj - powiedział, stając przed jakimiś drzwiami. Wyciągnął z kieszeni klucz, wsunął go w zamek i przekręcił. Drzwi otworzyły się ze zgrzytem. - Rzecz jasna, nie działa tu Alohomora. Wejdź.
Tonks weszła do dużego gabinetu. Właściwie, to ten gabinet przypominał bibliotekę. Przy wejściu stało biurko, na którym leżało kilka zapasowych zwojów pergaminu, pióro i kałamarz, zaś reszta wypełniona była półkami na książki. Cała jedna szafka wypełniona była starymi kronikami i luźno położonymi kartkami.
Remus z ulgą umieścił Księgę Zakonu na biurku, po czym podszedł do jakiejś półki i zdjął jedną z kronik. Tonks odczytała z okładki: Posiedzenia Zakonu Feniksa w Reims w czerwcu 1995 roku.
- Tonks, możesz mi podać protokół z dwudziestego ósmego czerwca? - poprosił Remus.
Tonks podeszła do niego i wygrzebała z dokumentów kilka kartek. Remus wziął je i włożył do kroniki.
- Tutaj trzymamy wszystkie protokoły - wyjaśnił, spajając różdżką kartki. - Na tej półce są te z Reims. Cała ta szafka to dokumenty z Europy. Rozumiesz, mamy swoje siedziby w wielu krajach... Na przykład tamta półka - wskazał na trzeci rząd od dołu - to nasze notatki z Madrytu. A tamta na samym dole, to wieści z Helsinek.
Odłożył na półkę kronikę i wyciągnął drugą.
- Podaj mi drugi lipca - poprosił. Tonks spełniła prośbę.
Gdy skończyli porządkować francuskie protokoły, podeszli do drugiej półki.
- Tutaj mamy wieści z całej Wielkiej Brytanii, Stanów i Kanady - powiedział Remus, biorąc od Tonks ostatnie protokoły i umieszczając je w jakiejś kronice. - Inne półki są przeznaczone na raporty i mapy. Na razie niewiele tego mamy, ale to i tak sporo, jak na początek.
Odłożył kronikę z powrotem na półkę.
- Mamy tu też kartotekę śmierciożerców – powiedział i pokazał jej szafkę stojącą przy ścianie, zawierającą wyłącznie teczki. Między nimi wystawały, tak jak w bibliotece, karteczki, informujące o tym, na jaką literę alfabetu można tu znaleźć nazwiska.
Podeszli razem do szafki. Remus zdjął z półki jakąś teczkę, obok znaczka z literą "G".
- Fenrir Greyback - przeczytał, już bez uśmiechu i otworzył teczkę. Tonks zobaczyła to samo zdjęcie obdartego, brzydkiego mężczyzny, które widziała prawie tydzień temu na posiedzeniu. - Szalonooki ostatnio opowiadał o nim nowym członkom.
- Pamiętam to - odparła Tonks. - To ten przywódca wilkołaków w podziemiu, tak?
- Dokładnie - powiedział Remus. - Najgroźniejszy z wilkołaków, specjalizuje się w kąsaniu małych dzieci. Pewnie chce, aby zostały wychowane w nienawiści do ludzi, by jak najwcześniej odczuły, że rasa ludzka jest podła i trzeba ją zniszczyć.
Przejrzał dokładnie zawartość teczki.
- Nie mamy o nim zbyt dużo informacji - powiedział. - Zapewne wiedzielibyśmy więcej, gdybym został szpiegiem w podziemiu. Ale na razie mamy za dużo pracy i bez tego. Dumbledore powiedział, że najwcześniej za rok będzie można o tym pomyśleć.
Tonks spojrzała na niego. Zobaczyła, że jego twarz przybrała ponury, jakby zacięty wyraz. Potem spojrzała raz jeszcze na zdjęcie wilkołaka i nagle coś zrozumiała.
- Remuse... - szepnęła nieśmiało. - Czy... to Greyback kiedyś cię ukąsił?
Remus zamknął teczkę i odłożył ją z powrotem na półkę.
- Tak, to był Greyback - odpowiedział. - Miałem wtedy pięć lat.
- Och... - Tonks zupełnie nie wiedziała, co ma w tej sytuacji powiedzieć. - Strasznie mi przykro. Jak sobie z tym radzisz?
- Całkiem nieźle - Remus wzruszył ramionami. - Prawdę mówiąc, już się do tego przyzwyczaiłem. Oczywiście, pełnia nigdy nie bywa łatwa, ale już dawno nauczyłem się z tym żyć.
Tonks pomyślała, że do takiego życia na pewno nie można się przyzwyczaić, ale zachowała tę myśl dla siebie.
Po chwili na twarzy Remusa ponownie pojawił się uśmiech. Od niechcenia potoczył wzrokiem po kartotece śmierciożerców i powiedział:
- Może już wrócimy na dół? Fred i George pewnie już się strasznie nudzą pod tymi drzwiami.
Tonks rzuciła szybkie spojrzenie na drzwi.
- Skąd wiesz, że nas podsłuchują? - zapytała.
- Za dobrze ich znam - odparł Remus. - Zrobią wszystko dla kilku nowych wiadomości. Ale na te drzwi już dawno zostało rzucone zaklęcie nieprzenikalności, więc nic nie usłyszą. Pewnie myślą, że w ogóle ze sobą nie rozmawiamy.
- No dobra, chodźmy - zgodziła się Tonks.
Wyszli razem na korytarz. Jak przewidział Remus, natychmiast zobaczyli Freda i George'a, którzy, zaskoczeni ich niespodziewanym wyjściem, odskoczyli pod ścianę.
- Co wy tu robicie? - zapytał Remus.
- No więc... eee... - zająknął się Fred.
- Po prostu tędy przechodziliśmy - powiedział George. - A co, nie wolno?
- Właśnie, nie wolno - powiedział Remus. - Lepiej stąd zmykajcie, zanim stracę cierpliwość.
Bliźniacy odeszli, a Remus zamknął pokój.
- Nigdy się nie poddadzą - powiedział, nie bez uśmiechu. - To co, idziemy?
- Idziemy - odparła Tonks.
Ruszyli razem korytarzem ku schodom.
- Cześć - powiedziała, gdy Molly otworzyła jej drzwi.
- Witaj Tonks, złociutka - uśmiechnęła się Molly. - Wejdź.
Tonks weszła do środka i razem ruszyły na piętro.
- Właśnie zaczynamy sprzątanie - powiedziała Molly, wchodząc po schodach. - Powiedz, co ci będzie dzisiaj potrzebne, to zaraz ci dam.
- Na początek potrzebuję czegoś do wycierania mebli - odparła Tonks. - Przydałoby się też odświeżyć dywan, ale tym się zajmę później.
- Do tego wystarczy eliksir czyszczący wykładziny. Mamy całkiem spory zapas, więc kiedy będziesz go potrzebować, po prostu powiedz, a ja zaraz ci go dam.
Weszły do niewielkiej sypialni, w której uwijali się młodzi Weasley'owie, Hermiona i Syriusz.
- Cześć - przywitała się Tonks. - Jak wam idzie?
- Opornie - mruknął Fred, mocując się z kawałkiem pleśni na komodzie. - Do tego musieliśmy wstać już o siódmej.
- Niestety, skończył się dzień dobroci dla zwierząt - dodał ponuro George.
- Nie marudźcie - zganiła synów Molly. - Przecież ustaliliśmy, że wszystkie niedziele macie odtąd wolne. Tonks, tu masz rękawice ochronne, szmatkę i spray. Na pewno nie chcesz, żeby ci pomóc?
- Na pewno - zapewniła Tonks, biorąc zawiniątko. - Tobie zostawiam tylko wydezynfekowanie pościeli i materaca. Gdzie mam je zostawić?
- Po prostu połóż przy drzwiach. Jeżeli nikt tego nie zabierze, zanim skończysz, przynieś to tutaj.
- W porządku - powiedziała Tonks.
Odwróciła się i ruszyła w stronę sypialni swojej matki. Była już prawie przy klatce schodowej, kiedy nagle przy końcu korytarza otworzyły się drzwi, z których wyszedł Remus, w pelerynie podróżnej, z wyświechtaną walizką w ręku.
- Cześć, Tonks! - powiedział z uśmiechem. - Rozumiem, że idziesz porządkować pokój Andromedy?
- Zgadza się - odparła Tonks. - A ty gdzie się wybierasz?
- Jadę do Reims. Muszę załatwić parę formalności, no wiesz, powiadomić szefa naszej francuskiej siedziby, Stefana Lorraina, kto ostatnio wstąpił do Zakonu, co nowego wiemy i takie tam.
- Aha. Ile czasu cię nie będzie?
- Minimum trzy dni. Myślę jednak, że będę musiał tam zostać trochę dłużej.
- No to nie będę cię zatrzymywać. Do zobaczenia.
- Na razie - uśmiechnął się Remus i zszedł po schodach do holu. Tonks natomiast udała się do pokoju swojej matki.
Gdy otworzyła drzwi, natychmiast uderzyła ją w twarz okropna duchota. Zamknęła drzwi, odłożyła na biurko spray, szmatki i rękawiczki, po czym podeszła do okna, które otworzyła na oścież.
- No to bierzemy się do roboty - powiedziała, podkasując rękawy. Wciągnęła na dłonie rękawice, wzięła spray i spryskała nim biurko.
Sprzątała bez przerwy prawie całe przedpołudnie. W końcu, gdy słońce za oknem zbliżyło się do połowy swojej drogi, nagle rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedziała Tonks, która teraz polerowała metalowy szkielet łóżka pozbawionego wcześniej materaca i pościeli.
Drzwi otworzyły się i do środka wszedł Syriusz, trzymając tacę wypełnioną kanapkami.
- Co powiesz na przerwę? - zapytał.
- Z przyjemnością - odparła Tonks, ściągając rękawiczki i opadając bez tchu na świeżo wypolerowane krzesło. - Jestem wykończona.
Syriusz odstawił tacę na biurko, po czym wyciągnął różdżkę, wyczarował sobie drugie krzesło i również usiadł.
- Jak sobie radzicie ze swoją sypialnią? - zapytała Tonks, biorąc kanapkę.
- Och, całkiem nieźle - Syriusz również wziął sobie jedną. - A kiedy skończymy, Molly zapowiedziała odkażanie łazienki. Nie wiem, czy się cieszyć, czy nie. Z jednej strony, gdy skończymy, nie będzie już takich kolejek rano i wieczorem. Ale z drugiej strony to właśnie łazienki są najgorsze. Rozumiesz, w wilgotnym miejscu zbiera się najwięcej bakterii, do tego nikt się nie kwapi do szorowania sedesów... Ostatnio robiła to Molly, ale tym razem wypadałoby ją w tym wyręczyć... A ja, jako właściciel domu, idę na pierwszy ogień.
- Może jakoś umkniesz - pocieszyła go Tonks. - Ja chyba też czułabym wstręt. W końcu ta ubikacja nie była myta... ile to już lat?
- Dziesięć - odparł Syriusz. - Nikt tu nie sprzątał, odkąd zmarła moja matka. Mówię ci, jak ten dom wyglądał, kiedy sprowadziłem się tu kilkanaście dni temu. Cały hol po prostu ociekał pleśnią i kurzem. Ledwo udało nam się go doprowadzić do porządku. Ale rozpyliliśmy mnóstwo eliksiru na pleśń i zarazki, no i powiesiliśmy zasłonki, na portrecie mojej matki. Potem Molly pomogła mnie i Remusowi wysprzątać sypialnię i najmniejszą łazienkę, żebyśmy mogli jakoś tu mieszkać. Potem, gdy udało nam się odkazić kilka sypialni, sprowadziła dzieciaki i teraz całkiem nieźle nam idzie...
Nagle urwał i obrócił głowę w stronę drzwi, jak pies, który zwietrzył królika. Tonks również tam spojrzała i o mało nie krzyknęła na widok czegoś, co właśnie wlazło do środka.
Był to bardzo stary, domowy skrzat, odziany tylko w brudną przepaskę na biodrach. Skóra wisiała na nim tak, jakby była o parę numerów za duża. Z wielkich jak u nietoperza uszu wyrastały mu długie, białe włosy. Oczy miał nabiegłe krwią, wodnistoszare, a mięsisty nos przypominał ryjek.
- ...Ten pokój nie był otwierany, odkąd ta zakała uciekła z mugolakiem - mruknął, najwyraźniej pewny, że nikt go nie słyszy. - Miał pozostać na zawsze zamknięty. Och, co by na to powiedziała moja biedna pani... Oj, tak, Stworek miałby za swoje, że pozwolił zdrajcom, szlamom i wilkołakom robić z domem szlachetnego rodu Blacków, co im się podoba...
- Syriusz - szepnęła Tonks, nie spuszczając wzroku ze skrzata. - Co to jest?
- To jest Stworek - wyjaśnił Syriusz. - Służył mojej rodzinie dziesięć lat temu. Och, miałem nadzieję, że moja matka zdążyła przed śmiercią urżnąć mu łeb, tak jak pozostałym skrzatom, albo, że po prostu zdechł. Mamy z nim teraz mnóstwo kłopotów, bo bez przerwy przeszkadza nam w sprzątaniu, próbując ratować pamiątki rodzinne, które my wyrzucamy. Nie mogę go uwolnić, bo za dużo wie o Zakonie.
Stworek właśnie podszedł do gablotki, której Tonks jeszcze nawet nie opróżniła z bibelotów i zdjął z najniższej półki oprawione w ramkę zdjęcie nastoletniej Andromedy.
- Podła zdrajczyni - mruknął ze złością i wykonał taki gest, jakby chciał rozbić ramkę o podłogę.
- Hej, zostaw to! - zawołała Tonks, podbiegając do skrzata i wyciągając rękę po ramkę. - Oddaj mi to zdjęcie.
Stworek obrócił się w jej stronę ze źle udawanym zdziwieniem na brzydkiej twarzy.
- Nie widziałem panienki - powiedział, kłaniając się jej. Potem dodał, nieco ciszej: - Następna szlama, przyszła by bezcześcić dom mojej pani...
- Uważaj, co mówisz - powiedział Syriusz, również wstając i podchodząc do skrzata. - Tak się składa, że jest to córka Andromedy, dlatego jej również masz słuchać.
Stworek wlepił w Tonks swoje wodniste oczy.
- Ona jest córką tej zakały? - mruknął. - I tak po prostu przychodzi do domu mojej pani... Co za wstyd... Och, co za wstyd... Gdyby pani się o tym dowiedziała...
- Stworku - powiedziała stanowczo Tonks. - Oddaj mi zdjęcie mamy.
Stworek skłonił się tylko i powiedział z wyraźną uciechą:
- Panienka nie może mi rozkazywać, bo nie należy do tego domu.
- Oddaj jej to - warknął Syriusz. - I wynoś się z tego pokoju!
Stworek podał Tonks ramkę, po czym odwrócił się na pięcie i poczłapał w stronę drzwi. Tonks dosłyszała kilka wulgarnych zwrotów pod swoim adresem, zanim Syriusz zatrzasnął drzwi za skrzatem.
- Padalec jeden - powiedział ze złością. - Nie przejmuj się nim. On wszystkich tutaj obraża. Na Hermionę nie mówi inaczej jak "szlama", a i Weasleyów nie oszczędza. Nie wspominając o tym, że mówiąc o mnie, używa takich określeń, z których "parszywy zdrajca" jest najłagodniejsze.
Reszta drugiego śniadania upłynęła w milczeniu. W końcu Syriusz podniósł się i zabrał talerz.
- Syriuszu - powiedziała Tonks. - Mógłbyś zabrać materac i pościel do wydezynfekowania?
- Jasne - odparł Syriusz. Potem wyciągnął różdżkę i usunął krzesło, które wcześniej wyczarował, po czym opuścił pokój.
Tonks ponownie wdziała rękawiczki i wzięła się z powrotem za polerowanie łóżka.
O pierwszej przerwała pracę. Z zadowoleniem rozejrzała się po pokoju: połowa mebli była już wypolerowana. Jednak druga połowa wciąż ziała kurzem i pleśnią.
- Zrobię z tym porządek jutro - powiedziała. Zdjęła rękawice i położyła je na biurku, po czym wyszła z pokoju i ruszyła ku klatce schodowej.
***
Doprowadzenie do porządku pokoju matki zajęło jej pięć dni. Dopingowana gorąco przez Lucy, Syriusza i Weasleyów, pracowała po kilka godzin dziennie, kiedy nie musiała chodzić do pracy, ani uczestniczyć w zebraniach Zakonu. Musiała poodsuwać meble od ścian, by wyczyścić je ze wszystkich stron. Poza tym wyszorowała drzwi z obu stron, wypucowała okno, pozmiatała pajęczyny i oczyściła lampę wiszącą nad łóżkiem.
Gdy się z tym uporała, spryskała dywan i brudną tapetę eliksirem czyszczącym i zabijającym bakterie. Po tej operacji sypialnia musiała się wietrzyć przez całą noc, ale już następnego dnia Tonks przyniosła do niej świeżo wydezynfekowany materac i czystą pościel. Gdy umieściła to wszystko na łóżku, zaczęła rozpakowywać pudła, zawierające rzeczy mamy. Starannie ułożyła w szafie ubrania, ustawiła na półce książki, a gablotkę wypełniła ramkami ze zdjęciami i bibelotami. Pamiętnik mamy włożyła do szuflady biurka, razem z dwoma starymi piórami, które, nienaruszone, przetrwały tu przez te wszystkie lata.
Na koniec zostawiła sobie wypakowanie pudła z pamiątkami po mamie. Wcześniej nie miała okazji go dokładnie spenetrować, więc teraz z ciekawością oglądała każdą wyjętą rzecz. Znalazła kilka albumów ze zdjęciami z różnych okresów życia mamy. Na jednym zdjęciu stały dwie małe, czarnowłose i czarnookie dziewczynki, obejmując ramionami trzecią, jeszcze mniejszą, o ślicznych, jasnozłotych puklach. Na innym była sama Andromeda, stojąca przed buchającą parą czerwoną lokomotywą, najwyraźniej udając się po raz pierwszy do Hogwartu. Tonks z wypiekami na twarzy obejrzała wszystkie zdjęcia, zanim odłożyła albumy na półkę z książkami. Następnie wygrzebała kilka zapomnianych podręczników ze szkolnych lat, wszystkie listy z Hogwartu, które podawały listy podręczników i przypominały, że rok szkolny zaczyna się pierwszego września (trzy pierwsze były podpisane przez profesora Dumbledore'a, który wtedy był jeszcze zastępcą dyrektora, reszta, jak zwykle, przez profesor McGonagall), wyniki Sumów, Owutemów i kilku konkursów, listy od przyjaciół, pocztówki z wakacji, oraz plik zawierający listy od ojca. Znalazła też kilka płyt gramofonowych z piosenkami Nancy Claythorne (która przed dwudziestoma laty była bardzo popularną piosenkarką) i trochę pamiątek z wakacji. Porozmieszczała to wszystko w szufladach i półkach, wyniosła puste pudła na korytarz i wróciła do pokoju, rozglądając się z satysfakcją.
- Wyśmienicie - powiedziała do siebie, podziwiając swoją wielodniową pracę. Meble, polerowane wytrwale przez wiele godzin, wyglądały jak nowe. Otwarte okno, odziane w firanki, lśniło w promieniach lipcowego słońca. Półki i gablotka, na których stały schludnie poustawiane książki i ozdoby, nadawały pokojowi przytulny wygląd.
- Kawał dobrej roboty - usłyszała nagle za sobą głos kuzyna. - Naprawdę, spisałaś się znakomicie.
- Dzięki - uśmiechnęła się Tonks. - Prawdę mówiąc, cieszę się, że już skończyłam. Doprawdy, chyba zaczynam doceniać pracę skrzatów domowych. Jeszcze jeden taki pokój i gotowa byłabym wstąpić do stowarzyszenia Hermiony.
Syriusz roześmiał się.
- Teraz jednak zarządzam przynajmniej godzinną przerwę - powiedział. - Wiesz, że właśnie wrócił Remus?
- Tak? - zapytała Tonks. - I co słychać w Reims?
- Jeszcze nie wiem - odparł Syriusz. - Ale właśnie zwołałem posiedzenie, więc już za chwilę się dowiemy.
Udali się razem ku klatce schodowej. Gdy zeszli na pierwsze piętro, zobaczyli Remusa, który szedł ku nim przez korytarz, trzymając w ręku jakąś teczkę.
- Cześć, Remus - powiedziała wesoło Tonks. - Co u ciebie słychać?
- A, nie narzekam - uśmiechnął się Remus. - Cześć. Jak tam pokój Andromedy?
- Właśnie skończyłam - pochwaliła się Tonks. - Chcesz zobaczyć?
- Chętnie, ale dopiero po posiedzeniu - odparł Remus. - Teraz trzeba pozałatwiać kilka formalności.
Ruszyli razem schodami.
- A co u was słychać? - zapytał, ściszając głos, ponieważ właśnie weszli do holu.
- W Zakonie prawie nic nowego - odparła Tonks. - Wciąż śledzimy tych samych rzekomych śmierciożerców i pilnujemy Departamentu Tajemnic. Z tego, co ostatnio słyszałam, podobno nasi ludzie obserwują Harry'ego Pottera, żeby nie zrobił nic głupiego.
- O tym wiedziałem już od dawna - powiedział Remus. - Obserwujemy go od początku wakacji.
- Chciałem, by się tutaj sprowadził - dodał Syriusz, już normalnym głosem, bo właśnie weszli do kuchni, gdzie Molly zmywała naczynia, a Weasley'owie grali w eksplodującego durnia. Usiedli razem przy stole. - Ale Dumbledore się na to nie zgodził.
Tonks wyczuła w głosie kuzyna wyrzut.
- Miał swoje powody - powiedział z przekonaniem Remus. - Nie zapominaj, że Dumbledore kieruje się dobrem Harry'ego. I twoim także.
- I co, Harry ma do końca wakacji tkwić w domu ludzi, którzy traktują go jak piąte koło u wozu? - oburzył się Syriusz. - To ma być dla niego dobre?! Remus, wytłumacz mi to, bo jakoś nie mogę tego zrozumieć.
- Nie musisz tego rozumieć - powiedział Remus, już trochę zniecierpliwiony. - Ważne, że Dumbledore wie, co robi. I to nam powinno wystarczyć.
- Nigdy ci nie przyszło do głowy, że Dumbledore może się pomylić?
- Nie.
- Słuchajcie - wtrąciła pojednawczo Tonks. - Może Harry będzie mógł przyjechać tu na część wakacji. Przecież to miejsce również jest bezpieczne, prawda?
- Oczywiście - powiedział Syriusz. - Poza tym, na razie nie ma się czego bać. Wątpię, żeby teraz, kiedy Ministerstwo nie chce nam uwierzyć, Voldemort próbował...
Tonks pisnęła i zakryła sobie usta ręką.
- Co jest? - zapytał Syriusz.
- To... to nazwisko!... - wyjąkała Tonks, trzymając się kurczowo za serce, które waliło jak opętane. - Wy... wymówiłeś... TO nazwisko!...
- Ach, o to chodzi - zrozumiał Syriusz. - Słuchaj, przecież to nic złego, wypowiedzieć je...
- Być może... - powiedziała Tonks. - Ale wolałabym, byś go nie powtarzał.
- Tonks, to jest tylko nazwisko - powiedział Remus. - Kto jak kto, ale my, jako członkowie Zakonu, nie powinniśmy się go obawiać. Jak mamy walczyć z prawdziwym Voldemortem, skoro boimy się nawet jego nazwiska?
- To zupełnie inna para mioteł - powiedziała Tonks.
- To zupełnie ta sama para mioteł - uśmiechnął się Remus. - A przynajmniej dwie bardzo do siebie podobne. Jeżeli nauczysz się bez strachu wypowiadać to nazwisko, będziesz się mniej bała samego Voldemorta, bo będzie ci się wydawało, że pokonałaś jedną z jego broni, rozumiesz?
- Chyba rozumiem - powiedziała Tonks, wzdrygając się ponownie. - Ale na razie dajcie mi się z tym oswoić. Za dużo zmian na raz, jak dla mnie.
Kilkanaście minut później przyszło kilku członków Zakonu i można było już rozpocząć posiedzenie.
- Dzieciaki, do siebie - powiedziała Molly, podchodząc do rudej grupki stłoczonej przy stole. - I żadnego podsłuchiwania! Jeżeli przyłapię któreś z was pod drzwiami, to nie ręczę za siebie!
Weasley'owie wstali od stołu z obrażonymi minami i wyszli z kuchni. Molly westchnęła ciężko, po czym machnęła różdżką, a z kredensu wyleciało kilkanaście kieliszków, które ustawiły się posłusznie przed każdą przybyłą osobą, a butelka wina, która wyleciała z drugiej szafki, napełniła każdy, nie uroniwszy ani kropli, po czym wróciła na swoje miejsce. Molly usiadła obok swojego męża, Artura, którego Tonks poznała już kilka dni temu.
- To chyba możemy zaczynać - powiedział Szalonooki. Wyjął z torby swoje samopiszące pióro i czysty zwój pergaminu. Pióro natychmiast wypisało nagłówek.
- Tak - powiedział Remus, rozpakowując teczkę. - Mam tu wpisy nowych członków z Francji, no i odpisy protokołów posiedzeń. Wszystko przetłumaczyłem.
- Doskonale - powiedział Szalonooki, przeglądając notatki. - Trzeba zatwierdzić te wpisy w Księdze Członków Zakonu. Niech ktoś po nią pójdzie.
Syriusz, który siedział najbliżej drzwi, wstał i wyszedł z kuchni. Po kilku minutach wrócił, niosąc ciężką Księgę, którą położył przed Szalonookim, po czym wrócił na swoje miejsce. Szalonooki otworzył ciężki tom i włożył do niego wpisy członków z Francji, po czym złączył to wszystko zaklęciem. Odsunął Księgę na środek stołu i wziął do ręki pierwszy protokół.
- Posiedzenie z dnia 28 czerwca b.r. - przeczytał na głos.
Odczytanie wszystkich notatek zajęło mu godzinę. Tonks dowiedziała się, że ich francuscy sojusznicy podejrzewają o śmierciożerstwo niejakiego Françoisa Pierre'a i od jakiegoś czasu uważnie go obserwują.
W końcu Szalonooki złożył wszystkie notatki.
- Na razie nie widać niczego niepokojącego - powiedział. - Ale to nie znaczy, że nic się nie dzieje. Jednak na dzień dzisiejszy zarządzam koniec posiedzenia.
Gdy to powiedział, pióro, które zapisało już kilka zwojów pergaminu, opadło na stół i znieruchomiało. Szalonooki schował je do swojego neseseru, po czym wstał i opuścił kuchnię. Reszta poszła za jego przykładem, tylko Tonks została, by pomóc Syriuszowi i Remusowi pozbierać notatki.
- Gdzie trzymacie wszystkie protokoły? - zapytała, biorąc do ręki zwój, zapisany schludnym pismem Remusa.
- Mamy specjalny pokój - odparł Syriusz. - Dawniej był to po prostu gabinet, ale po wysprzątaniu go uznaliśmy, że możemy tam spokojnie trzymać nasze dokumenty.
- Może pójdę to zanieść - zaofiarował się Remus, biorąc dokumenty. - Tonks, pójdziesz ze mną?
- Jasne - uśmiechnęła się Tonks. - Może ja wezmę Księgę...
- Nie, Księgę wezmę ja - powiedział szybko Remus. - Ty, jeśli chcesz, możesz wziąć protokoły.
Podał jej plik dokumentów, a sam podniósł ze stołu ciężką Księgę. Razem wyszli z kuchni i na palcach przeszli przez hol.
- Gdzie jest ten gabinet? - zapytała Tonks, gdy wspinali się po schodach.
- Tutaj, na pierwszym piętrze - odparł Remus. - Oczywiście, jest zamknięty na cztery spusty. Rozumiesz, Fred i George nie spoczną, dopóki się tam nie dostaną.
- No bo nie spoczniemy - powiedział niespodziewanie George, schodząc z drugiego piętra. Za nim zszedł Fred, chowając do kieszeni sznurowadła, w których Tonks natychmiast rozpoznała Uszy Dalekiego Zasięgu. - Remusie, pokaż nam te notatki, co?
- Nie ma mowy - powiedział Remus, uśmiechając się jakby mimo woli. - Nawet nie próbujcie mnie prosić.
- A co zrobisz, jeśli odbierzemy ci je siłą? - zapytał Fred.
- Teraz możesz się ze mną bić, bo notatki ma Tonks - odparł Remus. - Kobiecie przecież nic nie zrobisz, prawda?
- Ta "kobieta" jest aurorem, więc nie jestem pewien. Jeżeli odda mi notatki po dobroci...
- To wyleci z Zakonu szybciej, niż zdąży powiedzieć "to się więcej nie powtórzy" - dokończył Remus, mrugając do Tonks. - Ufam jednak, że nic takiego nie będzie miało miejsca.
- Możesz być spokojny - odparła Tonks ze śmiechem. - Będę bić i zabijać, ale notatek nie oddam.
- Och, Tonks, nie daj się prosić - mruknął Fred, robiąc niewinną minę. - Daj chociaż rzucić okiem...
- Chłopcy, już dosyć żartów - powiedział Remus stanowczo. - Jeżeli zaraz nie dacie nam spokoju, powiem waszej matce o ostatnim egzemplarzu Uszu Dalekiego Zasięgu.
- Tego nie zrobisz! - przeraził się Fred.
- Nie mógłbyś być taką świnią - dodał zbulwersowany George.
- Nie radziłbym sprawdzać - Remus znów się uśmiechnął. - To jak będzie? Idziecie do kuchni?
Bliźniacy rzucili łakome spojrzenie na trzymane przez Tonks protokoły, nie ruszając się z miejsca.
- Oj, chyba będę musiał porozmawiać z Molly... - powiedział Remus ostrzegawczym tonem, niby od niechcenia odwracając się ku zejściu do holu.
- No, dobra, idziemy - odparł obrażony Fred. - Tylko żebyś mi się nie ważył wspomnieć mamie o Uszach!
- Nie wspomnę - obiecał Remus. - Chyba, że będziecie ich używać do podsłuchiwania naszych rozmów na posiedzeniach.
- Hola, za dużo tych warunków! - oburzył się George. - Prosiłbym o zniesienie przynajmniej tego ostatniego.
- Zobaczymy - powiedział Remus. - Ale, naprawdę, idźcie już do kuchni. Ta Księga wcale nie jest taka lekka.
- Pomożemy ci - zaofiarowali się szybko bliźniacy.
- Pomożecie mi, jeżeli nie będziecie nas zatrzymywać - odparł Remus. - No już, zmykajcie!
Fred i George zeszli po schodach do holu. Remus złapał wygodniej Księgę i ruszył dalej korytarzem. Tonks poszła za nim.
- To tutaj - powiedział, stając przed jakimiś drzwiami. Wyciągnął z kieszeni klucz, wsunął go w zamek i przekręcił. Drzwi otworzyły się ze zgrzytem. - Rzecz jasna, nie działa tu Alohomora. Wejdź.
Tonks weszła do dużego gabinetu. Właściwie, to ten gabinet przypominał bibliotekę. Przy wejściu stało biurko, na którym leżało kilka zapasowych zwojów pergaminu, pióro i kałamarz, zaś reszta wypełniona była półkami na książki. Cała jedna szafka wypełniona była starymi kronikami i luźno położonymi kartkami.
Remus z ulgą umieścił Księgę Zakonu na biurku, po czym podszedł do jakiejś półki i zdjął jedną z kronik. Tonks odczytała z okładki: Posiedzenia Zakonu Feniksa w Reims w czerwcu 1995 roku.
- Tonks, możesz mi podać protokół z dwudziestego ósmego czerwca? - poprosił Remus.
Tonks podeszła do niego i wygrzebała z dokumentów kilka kartek. Remus wziął je i włożył do kroniki.
- Tutaj trzymamy wszystkie protokoły - wyjaśnił, spajając różdżką kartki. - Na tej półce są te z Reims. Cała ta szafka to dokumenty z Europy. Rozumiesz, mamy swoje siedziby w wielu krajach... Na przykład tamta półka - wskazał na trzeci rząd od dołu - to nasze notatki z Madrytu. A tamta na samym dole, to wieści z Helsinek.
Odłożył na półkę kronikę i wyciągnął drugą.
- Podaj mi drugi lipca - poprosił. Tonks spełniła prośbę.
Gdy skończyli porządkować francuskie protokoły, podeszli do drugiej półki.
- Tutaj mamy wieści z całej Wielkiej Brytanii, Stanów i Kanady - powiedział Remus, biorąc od Tonks ostatnie protokoły i umieszczając je w jakiejś kronice. - Inne półki są przeznaczone na raporty i mapy. Na razie niewiele tego mamy, ale to i tak sporo, jak na początek.
Odłożył kronikę z powrotem na półkę.
- Mamy tu też kartotekę śmierciożerców – powiedział i pokazał jej szafkę stojącą przy ścianie, zawierającą wyłącznie teczki. Między nimi wystawały, tak jak w bibliotece, karteczki, informujące o tym, na jaką literę alfabetu można tu znaleźć nazwiska.
Podeszli razem do szafki. Remus zdjął z półki jakąś teczkę, obok znaczka z literą "G".
- Fenrir Greyback - przeczytał, już bez uśmiechu i otworzył teczkę. Tonks zobaczyła to samo zdjęcie obdartego, brzydkiego mężczyzny, które widziała prawie tydzień temu na posiedzeniu. - Szalonooki ostatnio opowiadał o nim nowym członkom.
- Pamiętam to - odparła Tonks. - To ten przywódca wilkołaków w podziemiu, tak?
- Dokładnie - powiedział Remus. - Najgroźniejszy z wilkołaków, specjalizuje się w kąsaniu małych dzieci. Pewnie chce, aby zostały wychowane w nienawiści do ludzi, by jak najwcześniej odczuły, że rasa ludzka jest podła i trzeba ją zniszczyć.
Przejrzał dokładnie zawartość teczki.
- Nie mamy o nim zbyt dużo informacji - powiedział. - Zapewne wiedzielibyśmy więcej, gdybym został szpiegiem w podziemiu. Ale na razie mamy za dużo pracy i bez tego. Dumbledore powiedział, że najwcześniej za rok będzie można o tym pomyśleć.
Tonks spojrzała na niego. Zobaczyła, że jego twarz przybrała ponury, jakby zacięty wyraz. Potem spojrzała raz jeszcze na zdjęcie wilkołaka i nagle coś zrozumiała.
- Remuse... - szepnęła nieśmiało. - Czy... to Greyback kiedyś cię ukąsił?
Remus zamknął teczkę i odłożył ją z powrotem na półkę.
- Tak, to był Greyback - odpowiedział. - Miałem wtedy pięć lat.
- Och... - Tonks zupełnie nie wiedziała, co ma w tej sytuacji powiedzieć. - Strasznie mi przykro. Jak sobie z tym radzisz?
- Całkiem nieźle - Remus wzruszył ramionami. - Prawdę mówiąc, już się do tego przyzwyczaiłem. Oczywiście, pełnia nigdy nie bywa łatwa, ale już dawno nauczyłem się z tym żyć.
Tonks pomyślała, że do takiego życia na pewno nie można się przyzwyczaić, ale zachowała tę myśl dla siebie.
Po chwili na twarzy Remusa ponownie pojawił się uśmiech. Od niechcenia potoczył wzrokiem po kartotece śmierciożerców i powiedział:
- Może już wrócimy na dół? Fred i George pewnie już się strasznie nudzą pod tymi drzwiami.
Tonks rzuciła szybkie spojrzenie na drzwi.
- Skąd wiesz, że nas podsłuchują? - zapytała.
- Za dobrze ich znam - odparł Remus. - Zrobią wszystko dla kilku nowych wiadomości. Ale na te drzwi już dawno zostało rzucone zaklęcie nieprzenikalności, więc nic nie usłyszą. Pewnie myślą, że w ogóle ze sobą nie rozmawiamy.
- No dobra, chodźmy - zgodziła się Tonks.
Wyszli razem na korytarz. Jak przewidział Remus, natychmiast zobaczyli Freda i George'a, którzy, zaskoczeni ich niespodziewanym wyjściem, odskoczyli pod ścianę.
- Co wy tu robicie? - zapytał Remus.
- No więc... eee... - zająknął się Fred.
- Po prostu tędy przechodziliśmy - powiedział George. - A co, nie wolno?
- Właśnie, nie wolno - powiedział Remus. - Lepiej stąd zmykajcie, zanim stracę cierpliwość.
Bliźniacy odeszli, a Remus zamknął pokój.
- Nigdy się nie poddadzą - powiedział, nie bez uśmiechu. - To co, idziemy?
- Idziemy - odparła Tonks.
Ruszyli razem korytarzem ku schodom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz