Gdy Tonks obudziła się następnego dnia, zobaczyła, że Lucy już wstała. Z łazienki dochodziły pluski i ciche pomruki, przypominające jedną z piosenek Fatalnych Jędz, co pozwoliło się domyślić, że przyjaciółka właśnie bierze prysznic. Tonks wygramoliła się z łóżka i, nie tracąc czasu na czekanie pod drzwiami łazienki, udała się do kuchni. Tam zabrała się do gotowania jajek na twardo i parzenia kawy.
Kilka minut później do kuchni weszła Lucy, już kompletnie ubrana, związując swoje długie, kasztanowe włosy w kucyk.
- Cześć - powiedziała. - Myślałam, że jeszcze śpisz.
- W soboty jestem nastawiona na poranne wstawanie - odparła Tonks, stawiając na stole kubki z kawą. – Zazwyczaj zaczynam dziś pracę o szóstej rano, ale zamieniłam się z Joyce i idę dopiero na czternastą. Dobra, możesz popilnować tych jajek? Ja muszę wziąć prysznic.
- Jasne - uśmiechnęła się Lucy.
Kwadrans później obie przyjaciółki jadły już śniadanie.
- Wiesz co? - powiedziała Tonks, przełknąwszy kęs jajka na twardo. - A może po śniadaniu odwiedzimy Grimmauld Place? Wiesz, może trochę pomożemy ze sprzątaniem.
- Dobry pomysł - odparła Lucy. - Będziesz miała okazję, by trochę lepiej poznać Syriusza. A ja bardzo chętnie pogadam z rudymi bliźniakami. Może robili kawały nie tylko Whitby’emu, ale i Snape’owi?
- Mam nadzieję, że ostro dali mu się we znaki- zaśmiała się Tonks. - Nigdy nie zapomnę, jak szydził z moich eliksirów!
- A pamiętasz - zaczęła Lucy, odgryzając kawałek bułki - jak potknęłaś się o swój kociołek i rozlałaś po całym lochu eliksir kurczący?
- Jak mogłabym zapomnieć - zaśmiała się Tonks. - Pamiętam zwłaszcza szlaban. Musiałam oddzielać zgniłe składniki eliksirów od dobrych. Uch, to było obrzydliwe!
Kilka minut później przyjaciółki skończyły śniadanie. Gdy uporały się ze zmywaniem, udały się na Grimmauld Place.
Aportowały się przed dom numer 13.
- Pamiętasz, co mamy pomyśleć? - zapytała Lucy.
- Pamiętam - odparła Tonks. - Poczekaj.
Spojrzała w wąską szczelinę między numerami 11 i 13, po czym pomyślała: "Kwatera Główna Zakonu Feniksa, Grimmauld Place 12". Niemalże natychmiast dwa sąsiednie domy rozstąpiły się, by zrobić miejsce poobtłukiwanym drzwiom.
- Chodź - mruknęła Tonks, po czym weszła na werandę i już chciała nacisnąć dzwonek, kiedy nagle Lucy, która weszła tuż za nią, powiedziała:
- Poczekaj! Lepiej nie dzwoń, bo jeszcze obudzisz tę jędzę.
- Racja - mruknęła Tonks. - To w takim razie jak wejdziemy do środka?
- Lusterka - odparła Lucy, po czym wyciągnęła swój medalion, otworzyła go i powiedziała: - Syriusz Black.
Po chwili Tonks usłyszała głos swojego kuzyna:
- Cześć, Lucy! Co się stało?
- Syriuszu, możesz otworzyć frontowe drzwi? Jestem tu razem z Tonks, ale nie chcemy dzwonić, żeby nie obudzić twojej matki.
- Jasne - odparł Syriusz.
Czekały zaledwie kilka sekund, kiedy od środka rozległy się dźwięki odsuwania zasuw i po chwili drzwi otworzyły się, ukazując Syriusza.
- Wejdźcie - powiedział, odsuwając się, by mogły przejść.
Gdy przyjaciółki weszły do środka, zamknął starannie drzwi.
- Co was do mnie sprowadza? - zapytał. - Posiedzenie jest dopiero jutro.
- A, tak po prostu wpadłyśmy - uśmiechnęła się Tonks. - Pomyślałyśmy sobie, że pomożemy ci w sprzątaniu.
- Naprawdę? - ucieszył się Syriusz. - To dobrze trafiłyście, bo właśnie mieliśmy się zabrać z Remusem, Molly i dzieciakami za wyjątkowo zabrudzoną sypialnię. Tylko, że to jest naprawdę paskudna robota.
- Nie szkodzi - odparła Tonks. - Lubię widzieć efekty mojej pracy.
Przeszli na palcach obok głęboko uśpionego portretu matki Syriusza, po czym wspięli się po schodach na piętro.
- Przyszły posiłki - powiedział Syriusz, wchodząc do wielkiej i wyjątkowo brudnej sypialni z trzema łóżkami, na których leżały szmatki i spraye z płynem do wycierania mebli, a wokół nich, z dłońmi w gumowych rękawiczkach, uwijali się pracowicie Weasley'owie, Hermiona i Remus. Tonks zwróciła uwagę, że Remus wygląda, jakby właśnie przeszedł zapalenie płuc: był blady, miał podkrążone oczy i wydawał się dużo szczuplejszy. Uśmiechnął się jednak do niej i Lucy, ściągając z jednego łóżka spleśniałą pościel.
- To co mamy robić? - zapytała Lucy, zakasując rękawy.
- Na początek musimy się pozbyć tych wszystkich śmieci - odparła Molly. - Weźcie się, moje kochane, za tamtą półkę na książki. Jeżeli są tam jakieś egzemplarze, które jeszcze się nadają do czytania, to wrzućcie je do tego pudła - wskazała na stojący pod ścianą karton. - Resztę wyrzućcie do worków.
Tonks i Lucy wzięły po parze gumowych rękawiczek i wkładając je, podeszły do półki na książki.
- "Najstarsze rody czystej krwi" - przeczytała Tonks, przyglądając się pożółkłej okładce pierwszej książki i otwierając ją na chybił-trafił. Zobaczyła stronę zupełnie zjedzoną przez mole. - Kompletna ruina.
Wrzuciła książkę do worka.
- A ja mam "Starożytni filozofowie. Tom pierwszy - Sokrates" - przeczytała Lucy. - Nawet w niezłym stanie.
- Kto by tam czytał te nudziarstwa - mruknął Syriusz, podchodząc do nich i zaglądając Lucy przez ramię.
- Ale to może być przydatne - powiedziała Lucy. - Ta książka jest w dość dobrym stanie, szkoda byłoby ją wyrzucić. Jeżeli faktycznie ci na niej nie zależy, moglibyśmy ją oddać do biblioteki w Hogwarcie.
- Dobry pomysł - ucieszył się Syriusz. - No dobra, moje panie, nie cackajcie się z tym. Co do pudła, to do pudła, a co do wora, to do wora.
W ciągu godziny Tonks i Lucy opróżniły półkę. Skompletowały całą serię "Starożytnych filozofów", znalazły też kilkanaście całkiem dobrych jeszcze książek historycznych, oraz dwa słowniki, resztę musiały wyrzucić.
- Tych zniszczonych jest dużo więcej - powiedziała Tonks, wrzucając do worka ostatnią książkę ("Eliksiry ostatniego stulecia").
- A dziwisz się? - mruknął Syriusz, podchodząc, by zabrać worek. - W tym domu nikt nie mieszkał od dziesięciu lat. Zetrzyjcie teraz kurz z tych półek, potem Molly na pewno wam coś wynajdzie.
Zabrał worek ze zniszczonymi książkami i wyszedł z sypialni. Tonks podeszła do najbliższego łóżka, z którego wzięła spray zawierający płyn do wycierania mebli, oraz dwie szmatki.
Polerowanie ogołoconej z książek półki zajęło im kolejne pół godziny. W końcu, zziajane i spocone, przyjaciółki odłożyły szmatki i spray.
- Świetnie, moje kochane - powiedziała Molly. - Zarządzam przerwę. Odpocznijcie, ja pójdę zrobić kanapki.
Zdjęła rękawiczki i wyszła z sypialni. Tonks westchnęła ciężko i usiadła na brzegu łóżka, na którym nie było już nawet materaca. Lucy usiadła obok.
- Jestem wykończona - sapnęła, ściągając gumowe rękawiczki.
- Wykonałyście kawał dobrej roboty - powiedział Remus, siadając naprzeciw nich na drugim łóżku bez materaca.
- A my to co? - oburzył się Ron, siadając tam, gdzie stał i ocierając pot z czoła. - Pół dnia zeskrobywaliśmy pleśń z komody!
- Oczywiście, wy też spisaliście się doskonale - zgodził się Remus.
Fred i George usiedli obok niego na łóżku.
- Ja już nie mam siły - jęknął George. - Dzień w dzień tylko sprzątanie i sprzątanie! I to mają być wakacje!
- Urządzamy strajk - zaproponował Fred. - Najskuteczniejszy byłby głodowy, bo i mama szybko by zmiękła i my nie mielibyśmy siły sprzątać.
- Ja jednak proponowałbym włoski - podsunął George. - Jak będziemy robić wszystko dziesięć razy wolniej, to przynajmniej sobie odpoczniemy.
- Leniuchy - mruknęła Hermiona, która zajęła jedyne krzesło w pokoju. - Skoro już wiecie, jak to jest, bez przerwy tak ciężko pracować, to może wesprzecie stowarzyszenie WESZ?
- Co takiego? - zapytały jednocześnie Lucy i Tonks.
- Stowarzyszenie W.E.S.Z. - powiedziała powoli i wyraźnie Hermiona. - Stowarzyszenie Walki o Emancypację Skrzatów Zniewolonych. Dąży ono do równouprawnienia skrzatów domowych, które nie posiadają żadnych praw i są podle wykorzystywane. Założyłam je w zeszłym roku.
- Hermiona ma świra na punkcie skrzatów domowych - mruknął z podłogi Ron. - Ubzdurała sobie, że one pragną wolności.
- Bo pragną! - odparła natychmiast Hermiona. - Nie wierzę, by lubiły być zniewolone! Skoro ty, Ron, tak strasznie marudziłeś już po pierwszej godzinie spędzonej na szorowaniu kuchni, to co dopiero one, które pracują ciężko przez cały tydzień! Nie dość, że robią to za darmo, to jeszcze nigdy nie miewają urlopów, emerytur, czy nawet zwolnień lekarskich! Jak można pracować w takich warunkach?!
- Skrzaty domowe lubią być zniewolone, Hermiono - powiedziała Tonks. - Taka już jest ich natura.
- Och, tak, bardzo wygodnie jest nam w to wierzyć, prawda? - zezłościła się Hermiona. - Niech skrzaty robią za nas wszystko, a my siądziemy sobie w fotelu z lemoniadą i książką...
- Dlaczego z książką? - zapytał Ron.
- Żeby się odprężyć! - zawołała Hermiona.
- Zapewne tą książką jest "Podręcznik numerologii", co? - zakpił Ron.
- A dlaczegóżby nie?! Masz coś do mojej numerologii?!
- Drugie śniadanie - powiedziała Molly, wchodząc z tacą wyładowaną kanapkami, co zapobiegło dalszej kłótni Rona i Hermiony.
Wszyscy podnieśli się i podeszli do niej, sięgając po kanapki.
- Jak skończycie jeść, trzeba będzie wypolerować tu wszystkie meble - oznajmiła Molly.
- Mamo, daj odsapnąć - powiedział Fred, jedząc z apetytem swoją kanapkę.
- Widzę, że jednak postanowiłeś zrezygnować ze strajku głodowego - zauważyła ze śmiechem Lucy.
Molly spojrzała na Freda surowo.
- Chciałeś urządzić strajk? - zapytała tonem nie wróżącym nic dobrego.
- Tylko żartowałem, mamo! - zawołał Fred.
- George proponował strajk włoski - szepnął obłudnie Ron, żując wielki kęs kanapki.
- Uważaj, żebym ci nie zaproponował kopniaka w cztery litery - warknął George.
Teraz obaj bliźniacy utkwili w matce wystraszone spojrzenia. Molly przez chwilę spoglądała to na jednego, to na drugiego, a potem nagle uśmiechnęła się.
- Myślę, że wszyscy zasłużyliście na odpoczynek - powiedziała. - Jutro robimy dzień przerwy…
- HURRRA!!! - wrzasnęli bliźniacy i Ron.
- ...pod warunkiem - kontynuowała Molly - że nie będziecie się zbliżać do kuchni, kiedy będzie tam trwać posiedzenie.
Miny bliźniaków nieco zrzedły. Jednak po chwili George powiedział:
- Spoko, mamuś, nawet nam to przez myśl nie przejdzie.
- Będziemy siedzieć jak trusie w swoich pokojach i grzecznie grać w eksplodującego durnia - obiecał Fred.
Po skończonym lunchu trzeba było wracać do sprzątania.
- Musimy wydezynfekować pościel - zarządziła Molly, wkładając na powrót gumowe rękawice. - Fred, George, wynieście te materace do sąsiedniego pokoju. Severus obiecał dostarczyć dziś jeszcze trochę eliksiru wywabiającego pleśń, ale jeszcze nie przyszedł.
- Severus? - zapytała Tonks. - Masz na myśli Snape'a?
- Tak, dokładnie - odparła Molly. - On też jest w Zakonie.
Tonks i Lucy zgodnie jęknęły.
- Nie przejmujcie się tym, moje kochane, on tu przychodzi tylko na posiedzenia - pośpieszyła z zapewnieniem Molly. - Czasami dostarcza nam też eliksiry czyszczące.
- Fred, George, łapcie się już za te materace - powiedział Syriusz. Tonks zdziwiła trochę twarda nuta w jego głosie. Wzięła ścierkę i podeszła do komody, gdzie Remus już pracowicie ścierał ślady pleśni.
- Co się stało Syriuszowi? - zagadnęła go, kiedy Fred i George wynieśli pierwszy materac, a Syriusz poszedł za nimi, taszcząc pudło z książkami.
- Oboje z Severusem nie za bardzo się lubią - wyjaśnił Remus.
- Oni się szczerze nienawidzą - poprawiła Ginny, podchodząc do nich ze szmatką i sprayem. Spryskała szczodrze komodę i zaczęła ją polerować.
- To może trochę za ostre stwierdzenie, Ginny - powiedział Remus. - Wiem, że Syriusz i Severus za dobrze jeszcze pamiętają szkolne lata, ale są przecież po jednej stronie. Ja sam staram się być miły dla Severusa, chociaż to przez niego ludzie dowiedzieli się, że jestem wilkołakiem.
- Bo tobie się wydaje, że jak ty jeden jesteś taki szlachetny i wspaniałomyślny, to wszyscy wokoło też muszą tacy być - powiedziała Ginny, uśmiechając się ukradkiem.
Remus walczył właśnie z wyjątkowo upartym kawałkiem pleśni, który jakimś cudem pozostał na komodzie, więc nie odpowiedział.
Godzinę później sypialnia była wysprzątana.
- Dobra robota, moi kochani - powiedziała Molly. - Kiedy Severus dostarczy nam eliksiry, rozpylimy tu odświeżacz, wywar antypleśniowy i antyzarazkowy i sypialnia będzie jak nowa.
- Cudownie - powiedziała Tonks zmęczonym głosem. - Która godzina?
- Kwadrans po pierwszej - odparł Syriusz.
- Matko! - zawołała Tonks. - Słuchajcie, muszę już iść, za czterdzieści pięć minut zaczynam pracę.
- Odprowadzę cię do drzwi - powiedziała Molly.
Zeszły razem po schodach i na palcach, żeby nie obudzić pani Black, przeszły przez hol.
- Pamiętaj, jutro o drugiej jest posiedzenie - przypomniała Molly.
- Pamiętam - powiedziała Tonks. - Do zobaczenia.
Otworzyła drzwi i wybiegła na werandę, ale nagle o mało nie zderzyła się z kimś, kto właśnie wchodził na nią od strony ulicy. Odskoczyła do tyłu, wpadając z powrotem do holu. Spojrzała w ziemisto bladą twarz o haczykowatym nosie i drwiącym wyrazie ust.
- Profesor Snape! - powiedziała z niedowierzaniem.
- Tak, to ja - odpowiedział Severus Snape przesadnie uprzejmym głosem. - Jak to miło, że mnie pamiętasz, Nimfadoro. Nie zapomniałaś nawet prawie zderzyć się ze mną w drzwiach.
- Przepraszam - wyjąkała Tonks. Wciąż jeszcze czuła respekt przed tym starym nietoperzem.
- Od razu przypomniały mi się stare, dobre czasy - zakpił Snape. - Do kompletu brakuje jeszcze tylko panny Blake, próbującej wyciągnąć cię z opresji.
- Ona też tu jest, Severusie - powiedziała Molly. - Pomaga nam przy sprzątaniu.
- Jakie to miłe - powiedział ironicznie Snape. - Bardzo żałuję, że ja nie mogę się do was przyłączyć, ale, niestety, mam mnóstwo obowiązków i nie mogę sobie pozwolić na zbyt długie zabawianie w jakimś domu. Mam nadzieję, że moje eliksiry w jakiś sposób to wynagrodzą.
- Zginęlibyśmy bez nich - powiedziała z uśmiechem Molly. Snape podał jej skórzany neseser.
- Wszystkie eliksiry są podpisane - powiedział. - Neseser oddasz mi przy okazji, na razie nie jest mi potrzebny.
- Dzięki - odparła Molly.
- Powodzenia w sprzątaniu - powiedział Snape złośliwie, po czym odwrócił się i odszedł. Na chodniku okręcił się wolno i zniknął.
Tonks chwilkę wpatrywała się w miejsce, w którym stał, po czym przypomniała sobie, że za pół godziny powinna już wyjść do pracy.
- No to do zobaczenia jutro - powiedziała do Molly, po czym zbiegła na chodnik i zdeportowała się.
Gdy tylko pojawiła się przed swoim domem, wbiegła do środka, weszła do łazienki i, nie zaprzątając już sobie głowy Snape'em, weszła pod prysznic.
Kilka minut później do kuchni weszła Lucy, już kompletnie ubrana, związując swoje długie, kasztanowe włosy w kucyk.
- Cześć - powiedziała. - Myślałam, że jeszcze śpisz.
- W soboty jestem nastawiona na poranne wstawanie - odparła Tonks, stawiając na stole kubki z kawą. – Zazwyczaj zaczynam dziś pracę o szóstej rano, ale zamieniłam się z Joyce i idę dopiero na czternastą. Dobra, możesz popilnować tych jajek? Ja muszę wziąć prysznic.
- Jasne - uśmiechnęła się Lucy.
Kwadrans później obie przyjaciółki jadły już śniadanie.
- Wiesz co? - powiedziała Tonks, przełknąwszy kęs jajka na twardo. - A może po śniadaniu odwiedzimy Grimmauld Place? Wiesz, może trochę pomożemy ze sprzątaniem.
- Dobry pomysł - odparła Lucy. - Będziesz miała okazję, by trochę lepiej poznać Syriusza. A ja bardzo chętnie pogadam z rudymi bliźniakami. Może robili kawały nie tylko Whitby’emu, ale i Snape’owi?
- Mam nadzieję, że ostro dali mu się we znaki- zaśmiała się Tonks. - Nigdy nie zapomnę, jak szydził z moich eliksirów!
- A pamiętasz - zaczęła Lucy, odgryzając kawałek bułki - jak potknęłaś się o swój kociołek i rozlałaś po całym lochu eliksir kurczący?
- Jak mogłabym zapomnieć - zaśmiała się Tonks. - Pamiętam zwłaszcza szlaban. Musiałam oddzielać zgniłe składniki eliksirów od dobrych. Uch, to było obrzydliwe!
Kilka minut później przyjaciółki skończyły śniadanie. Gdy uporały się ze zmywaniem, udały się na Grimmauld Place.
Aportowały się przed dom numer 13.
- Pamiętasz, co mamy pomyśleć? - zapytała Lucy.
- Pamiętam - odparła Tonks. - Poczekaj.
Spojrzała w wąską szczelinę między numerami 11 i 13, po czym pomyślała: "Kwatera Główna Zakonu Feniksa, Grimmauld Place 12". Niemalże natychmiast dwa sąsiednie domy rozstąpiły się, by zrobić miejsce poobtłukiwanym drzwiom.
- Chodź - mruknęła Tonks, po czym weszła na werandę i już chciała nacisnąć dzwonek, kiedy nagle Lucy, która weszła tuż za nią, powiedziała:
- Poczekaj! Lepiej nie dzwoń, bo jeszcze obudzisz tę jędzę.
- Racja - mruknęła Tonks. - To w takim razie jak wejdziemy do środka?
- Lusterka - odparła Lucy, po czym wyciągnęła swój medalion, otworzyła go i powiedziała: - Syriusz Black.
Po chwili Tonks usłyszała głos swojego kuzyna:
- Cześć, Lucy! Co się stało?
- Syriuszu, możesz otworzyć frontowe drzwi? Jestem tu razem z Tonks, ale nie chcemy dzwonić, żeby nie obudzić twojej matki.
- Jasne - odparł Syriusz.
Czekały zaledwie kilka sekund, kiedy od środka rozległy się dźwięki odsuwania zasuw i po chwili drzwi otworzyły się, ukazując Syriusza.
- Wejdźcie - powiedział, odsuwając się, by mogły przejść.
Gdy przyjaciółki weszły do środka, zamknął starannie drzwi.
- Co was do mnie sprowadza? - zapytał. - Posiedzenie jest dopiero jutro.
- A, tak po prostu wpadłyśmy - uśmiechnęła się Tonks. - Pomyślałyśmy sobie, że pomożemy ci w sprzątaniu.
- Naprawdę? - ucieszył się Syriusz. - To dobrze trafiłyście, bo właśnie mieliśmy się zabrać z Remusem, Molly i dzieciakami za wyjątkowo zabrudzoną sypialnię. Tylko, że to jest naprawdę paskudna robota.
- Nie szkodzi - odparła Tonks. - Lubię widzieć efekty mojej pracy.
Przeszli na palcach obok głęboko uśpionego portretu matki Syriusza, po czym wspięli się po schodach na piętro.
- Przyszły posiłki - powiedział Syriusz, wchodząc do wielkiej i wyjątkowo brudnej sypialni z trzema łóżkami, na których leżały szmatki i spraye z płynem do wycierania mebli, a wokół nich, z dłońmi w gumowych rękawiczkach, uwijali się pracowicie Weasley'owie, Hermiona i Remus. Tonks zwróciła uwagę, że Remus wygląda, jakby właśnie przeszedł zapalenie płuc: był blady, miał podkrążone oczy i wydawał się dużo szczuplejszy. Uśmiechnął się jednak do niej i Lucy, ściągając z jednego łóżka spleśniałą pościel.
- To co mamy robić? - zapytała Lucy, zakasując rękawy.
- Na początek musimy się pozbyć tych wszystkich śmieci - odparła Molly. - Weźcie się, moje kochane, za tamtą półkę na książki. Jeżeli są tam jakieś egzemplarze, które jeszcze się nadają do czytania, to wrzućcie je do tego pudła - wskazała na stojący pod ścianą karton. - Resztę wyrzućcie do worków.
Tonks i Lucy wzięły po parze gumowych rękawiczek i wkładając je, podeszły do półki na książki.
- "Najstarsze rody czystej krwi" - przeczytała Tonks, przyglądając się pożółkłej okładce pierwszej książki i otwierając ją na chybił-trafił. Zobaczyła stronę zupełnie zjedzoną przez mole. - Kompletna ruina.
Wrzuciła książkę do worka.
- A ja mam "Starożytni filozofowie. Tom pierwszy - Sokrates" - przeczytała Lucy. - Nawet w niezłym stanie.
- Kto by tam czytał te nudziarstwa - mruknął Syriusz, podchodząc do nich i zaglądając Lucy przez ramię.
- Ale to może być przydatne - powiedziała Lucy. - Ta książka jest w dość dobrym stanie, szkoda byłoby ją wyrzucić. Jeżeli faktycznie ci na niej nie zależy, moglibyśmy ją oddać do biblioteki w Hogwarcie.
- Dobry pomysł - ucieszył się Syriusz. - No dobra, moje panie, nie cackajcie się z tym. Co do pudła, to do pudła, a co do wora, to do wora.
W ciągu godziny Tonks i Lucy opróżniły półkę. Skompletowały całą serię "Starożytnych filozofów", znalazły też kilkanaście całkiem dobrych jeszcze książek historycznych, oraz dwa słowniki, resztę musiały wyrzucić.
- Tych zniszczonych jest dużo więcej - powiedziała Tonks, wrzucając do worka ostatnią książkę ("Eliksiry ostatniego stulecia").
- A dziwisz się? - mruknął Syriusz, podchodząc, by zabrać worek. - W tym domu nikt nie mieszkał od dziesięciu lat. Zetrzyjcie teraz kurz z tych półek, potem Molly na pewno wam coś wynajdzie.
Zabrał worek ze zniszczonymi książkami i wyszedł z sypialni. Tonks podeszła do najbliższego łóżka, z którego wzięła spray zawierający płyn do wycierania mebli, oraz dwie szmatki.
Polerowanie ogołoconej z książek półki zajęło im kolejne pół godziny. W końcu, zziajane i spocone, przyjaciółki odłożyły szmatki i spray.
- Świetnie, moje kochane - powiedziała Molly. - Zarządzam przerwę. Odpocznijcie, ja pójdę zrobić kanapki.
Zdjęła rękawiczki i wyszła z sypialni. Tonks westchnęła ciężko i usiadła na brzegu łóżka, na którym nie było już nawet materaca. Lucy usiadła obok.
- Jestem wykończona - sapnęła, ściągając gumowe rękawiczki.
- Wykonałyście kawał dobrej roboty - powiedział Remus, siadając naprzeciw nich na drugim łóżku bez materaca.
- A my to co? - oburzył się Ron, siadając tam, gdzie stał i ocierając pot z czoła. - Pół dnia zeskrobywaliśmy pleśń z komody!
- Oczywiście, wy też spisaliście się doskonale - zgodził się Remus.
Fred i George usiedli obok niego na łóżku.
- Ja już nie mam siły - jęknął George. - Dzień w dzień tylko sprzątanie i sprzątanie! I to mają być wakacje!
- Urządzamy strajk - zaproponował Fred. - Najskuteczniejszy byłby głodowy, bo i mama szybko by zmiękła i my nie mielibyśmy siły sprzątać.
- Ja jednak proponowałbym włoski - podsunął George. - Jak będziemy robić wszystko dziesięć razy wolniej, to przynajmniej sobie odpoczniemy.
- Leniuchy - mruknęła Hermiona, która zajęła jedyne krzesło w pokoju. - Skoro już wiecie, jak to jest, bez przerwy tak ciężko pracować, to może wesprzecie stowarzyszenie WESZ?
- Co takiego? - zapytały jednocześnie Lucy i Tonks.
- Stowarzyszenie W.E.S.Z. - powiedziała powoli i wyraźnie Hermiona. - Stowarzyszenie Walki o Emancypację Skrzatów Zniewolonych. Dąży ono do równouprawnienia skrzatów domowych, które nie posiadają żadnych praw i są podle wykorzystywane. Założyłam je w zeszłym roku.
- Hermiona ma świra na punkcie skrzatów domowych - mruknął z podłogi Ron. - Ubzdurała sobie, że one pragną wolności.
- Bo pragną! - odparła natychmiast Hermiona. - Nie wierzę, by lubiły być zniewolone! Skoro ty, Ron, tak strasznie marudziłeś już po pierwszej godzinie spędzonej na szorowaniu kuchni, to co dopiero one, które pracują ciężko przez cały tydzień! Nie dość, że robią to za darmo, to jeszcze nigdy nie miewają urlopów, emerytur, czy nawet zwolnień lekarskich! Jak można pracować w takich warunkach?!
- Skrzaty domowe lubią być zniewolone, Hermiono - powiedziała Tonks. - Taka już jest ich natura.
- Och, tak, bardzo wygodnie jest nam w to wierzyć, prawda? - zezłościła się Hermiona. - Niech skrzaty robią za nas wszystko, a my siądziemy sobie w fotelu z lemoniadą i książką...
- Dlaczego z książką? - zapytał Ron.
- Żeby się odprężyć! - zawołała Hermiona.
- Zapewne tą książką jest "Podręcznik numerologii", co? - zakpił Ron.
- A dlaczegóżby nie?! Masz coś do mojej numerologii?!
- Drugie śniadanie - powiedziała Molly, wchodząc z tacą wyładowaną kanapkami, co zapobiegło dalszej kłótni Rona i Hermiony.
Wszyscy podnieśli się i podeszli do niej, sięgając po kanapki.
- Jak skończycie jeść, trzeba będzie wypolerować tu wszystkie meble - oznajmiła Molly.
- Mamo, daj odsapnąć - powiedział Fred, jedząc z apetytem swoją kanapkę.
- Widzę, że jednak postanowiłeś zrezygnować ze strajku głodowego - zauważyła ze śmiechem Lucy.
Molly spojrzała na Freda surowo.
- Chciałeś urządzić strajk? - zapytała tonem nie wróżącym nic dobrego.
- Tylko żartowałem, mamo! - zawołał Fred.
- George proponował strajk włoski - szepnął obłudnie Ron, żując wielki kęs kanapki.
- Uważaj, żebym ci nie zaproponował kopniaka w cztery litery - warknął George.
Teraz obaj bliźniacy utkwili w matce wystraszone spojrzenia. Molly przez chwilę spoglądała to na jednego, to na drugiego, a potem nagle uśmiechnęła się.
- Myślę, że wszyscy zasłużyliście na odpoczynek - powiedziała. - Jutro robimy dzień przerwy…
- HURRRA!!! - wrzasnęli bliźniacy i Ron.
- ...pod warunkiem - kontynuowała Molly - że nie będziecie się zbliżać do kuchni, kiedy będzie tam trwać posiedzenie.
Miny bliźniaków nieco zrzedły. Jednak po chwili George powiedział:
- Spoko, mamuś, nawet nam to przez myśl nie przejdzie.
- Będziemy siedzieć jak trusie w swoich pokojach i grzecznie grać w eksplodującego durnia - obiecał Fred.
Po skończonym lunchu trzeba było wracać do sprzątania.
- Musimy wydezynfekować pościel - zarządziła Molly, wkładając na powrót gumowe rękawice. - Fred, George, wynieście te materace do sąsiedniego pokoju. Severus obiecał dostarczyć dziś jeszcze trochę eliksiru wywabiającego pleśń, ale jeszcze nie przyszedł.
- Severus? - zapytała Tonks. - Masz na myśli Snape'a?
- Tak, dokładnie - odparła Molly. - On też jest w Zakonie.
Tonks i Lucy zgodnie jęknęły.
- Nie przejmujcie się tym, moje kochane, on tu przychodzi tylko na posiedzenia - pośpieszyła z zapewnieniem Molly. - Czasami dostarcza nam też eliksiry czyszczące.
- Fred, George, łapcie się już za te materace - powiedział Syriusz. Tonks zdziwiła trochę twarda nuta w jego głosie. Wzięła ścierkę i podeszła do komody, gdzie Remus już pracowicie ścierał ślady pleśni.
- Co się stało Syriuszowi? - zagadnęła go, kiedy Fred i George wynieśli pierwszy materac, a Syriusz poszedł za nimi, taszcząc pudło z książkami.
- Oboje z Severusem nie za bardzo się lubią - wyjaśnił Remus.
- Oni się szczerze nienawidzą - poprawiła Ginny, podchodząc do nich ze szmatką i sprayem. Spryskała szczodrze komodę i zaczęła ją polerować.
- To może trochę za ostre stwierdzenie, Ginny - powiedział Remus. - Wiem, że Syriusz i Severus za dobrze jeszcze pamiętają szkolne lata, ale są przecież po jednej stronie. Ja sam staram się być miły dla Severusa, chociaż to przez niego ludzie dowiedzieli się, że jestem wilkołakiem.
- Bo tobie się wydaje, że jak ty jeden jesteś taki szlachetny i wspaniałomyślny, to wszyscy wokoło też muszą tacy być - powiedziała Ginny, uśmiechając się ukradkiem.
Remus walczył właśnie z wyjątkowo upartym kawałkiem pleśni, który jakimś cudem pozostał na komodzie, więc nie odpowiedział.
Godzinę później sypialnia była wysprzątana.
- Dobra robota, moi kochani - powiedziała Molly. - Kiedy Severus dostarczy nam eliksiry, rozpylimy tu odświeżacz, wywar antypleśniowy i antyzarazkowy i sypialnia będzie jak nowa.
- Cudownie - powiedziała Tonks zmęczonym głosem. - Która godzina?
- Kwadrans po pierwszej - odparł Syriusz.
- Matko! - zawołała Tonks. - Słuchajcie, muszę już iść, za czterdzieści pięć minut zaczynam pracę.
- Odprowadzę cię do drzwi - powiedziała Molly.
Zeszły razem po schodach i na palcach, żeby nie obudzić pani Black, przeszły przez hol.
- Pamiętaj, jutro o drugiej jest posiedzenie - przypomniała Molly.
- Pamiętam - powiedziała Tonks. - Do zobaczenia.
Otworzyła drzwi i wybiegła na werandę, ale nagle o mało nie zderzyła się z kimś, kto właśnie wchodził na nią od strony ulicy. Odskoczyła do tyłu, wpadając z powrotem do holu. Spojrzała w ziemisto bladą twarz o haczykowatym nosie i drwiącym wyrazie ust.
- Profesor Snape! - powiedziała z niedowierzaniem.
- Tak, to ja - odpowiedział Severus Snape przesadnie uprzejmym głosem. - Jak to miło, że mnie pamiętasz, Nimfadoro. Nie zapomniałaś nawet prawie zderzyć się ze mną w drzwiach.
- Przepraszam - wyjąkała Tonks. Wciąż jeszcze czuła respekt przed tym starym nietoperzem.
- Od razu przypomniały mi się stare, dobre czasy - zakpił Snape. - Do kompletu brakuje jeszcze tylko panny Blake, próbującej wyciągnąć cię z opresji.
- Ona też tu jest, Severusie - powiedziała Molly. - Pomaga nam przy sprzątaniu.
- Jakie to miłe - powiedział ironicznie Snape. - Bardzo żałuję, że ja nie mogę się do was przyłączyć, ale, niestety, mam mnóstwo obowiązków i nie mogę sobie pozwolić na zbyt długie zabawianie w jakimś domu. Mam nadzieję, że moje eliksiry w jakiś sposób to wynagrodzą.
- Zginęlibyśmy bez nich - powiedziała z uśmiechem Molly. Snape podał jej skórzany neseser.
- Wszystkie eliksiry są podpisane - powiedział. - Neseser oddasz mi przy okazji, na razie nie jest mi potrzebny.
- Dzięki - odparła Molly.
- Powodzenia w sprzątaniu - powiedział Snape złośliwie, po czym odwrócił się i odszedł. Na chodniku okręcił się wolno i zniknął.
Tonks chwilkę wpatrywała się w miejsce, w którym stał, po czym przypomniała sobie, że za pół godziny powinna już wyjść do pracy.
- No to do zobaczenia jutro - powiedziała do Molly, po czym zbiegła na chodnik i zdeportowała się.
Gdy tylko pojawiła się przed swoim domem, wbiegła do środka, weszła do łazienki i, nie zaprzątając już sobie głowy Snape'em, weszła pod prysznic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz